Recenzja filmu

Żniwa (2018)
Etienne Kallos
Brent Vermeulen
Alex van Dyk

Mój piękny brat 

W swoim pełnometrażowym debiucie fabularnym Etienne Kallos wskazuje bowiem na sytuację Afrykanerów w RPA, na których życie nastają czarni sąsiedzi, łakomi na ziemie białej mniejszości. O ciągłym
"Jeśli prawdziwy świat zapuka do drzwi, to nie przeżyjesz nawet dwóch minut" – słyszy w pewnym momencie kilkunastoletni Janno (Brent Vermeulen), który do chwili pojawienia się w jego domu przygarniętego przez matkę rówieśnika, prowadził uporządkowane życie. Rytm dnia wyznaczały obowiązki na farmie, spotkania grupy religijnej oraz posiłki przy rodzinnym stole. Podporządkowany rodzicom chłopak, obsesyjnie złakniony jakiegokolwiek kontaktu cielesnego, wierzący, acz coraz częściej kwestionujący wolę Boga jako uniwersalną odpowiedź na wszystkie pytania, konfrontuje własny asekurantyzm z deklarowaną odwagą Pietera (Alex van Dyk).


W "Żniwach", pokazywanych w ubiegłym roku w Cannes w sekcji Un Certain Regard, relacja między bohaterami wygrana jest na wyraźnych kontrastach. Janno to rosły, małomówny, przyzwyczajony do pracy fizycznej młody mężczyzna, Pieter z kolei to cwaniaczek o drobnej budowie, szczycący się swoją konformistyczną postawą. Pierwszy niezgrabnie domaga się czułości i inscenizuje sytuacje uzasadniające dotknięcie innego człowieka (świetna, podszyta niepokojem i bolesną wręcz samotnością wizja uścisku z przyjacielem); drugiemu z łatwością przychodzi nawiązywanie kontaktów, o uczucia innych także nie musi się starać.

I to właśnie niejednoznaczna więź postaci wydaje się najbardziej intrygująca. Z jednej strony kumpelskie stosunki i braterska z ducha wspólnota, z drugiej (choć raczej jednostronna) zazdrość i rywalizacja o uczucia oziębłej matki (Juliana Venter) oraz walka o pozycję w rodzinie. Niechęć płynnie przeplata się tu z sympatią, miłość ze skrajną nienawiścią. W stosunkach swoistych figur syna marnotrawnego i jego starszego brata wciąż zmienia się strona dominująca, a proste opozycje w rodzaju słabość-siła przestają mieć zastosowanie.


Subtelnie sugerowany podtekst homoseksualny znakomicie kontrastuje tutaj z brutalną rzeczywistością, "prawdziwym światem", o którym wspominał Pieter. W swoim pełnometrażowym debiucie fabularnym Etienne Kallos wskazuje bowiem na sytuację Afrykanerów w RPA, na których życie nastają czarni sąsiedzi, łakomi na ziemie białej mniejszości. O ciągłym zagrożeniu przypominają kraty w oknach domu oraz zatrważające ostrzeżenia matki-dewotki, chwalącej śmierć ciała w imię wewnętrznej wolności. Stroniąc od bezpośredniego ukazywania przemocy, reżyser co rusz sygnalizuje jej złowrogą obecność. Zwraca przy tym uwagę na paradoks w historii swojej ojczyzny, w której politykę apartheidu z ubiegłego wieku zastępuje rasizm wobec białych w kolejnym stuleciu.

Tytułowe zbiory mają więc tutaj miejsce nie tylko w polu; żniwo zbierają także zaszłości historyczne i wzajemne uprzedzenia, wynikające z warunków ekonomicznych. Na razie jednak na rzeczywistość Janno i Pietera, zamkniętą w estetycznych kadrach Michała Englerta, skąpanych w na przemian ciepłych i zimnych barwach, składają się przede wszystkim konflikty mniejszej rangi, choć niekoniecznie mniej istotne.


Janno wciąż jeszcze próbuje bronić swojej pozycji, powołując się na przekonujące odgrywanie przydzielonej mu przez innych roli, Pieter z kolei nie łudzi się, iż jest czymś więcej niż tylko "białym mięsem" i stosunkowo szybko odnajduje się w nowym środowisku. W ich lokalnym, małym świecie, w którym splatają się religia, przemoc i wszelkie instynkty, nie ma miejsca dla nich obojga. Wydaje się, iż któraś z postaw przyjętych przez bohaterów musi w końcu okazać się niewygodna i nie dość wiarygodna – zarówno dla głównego zainteresowanego, jak i dla jego otoczenia.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones